Takie były początki - pięciu uczniów Technikum Elektronicznego w Sosnowcu wymyśliło
niecodzienny pomysł na zwiedzanie Górnośląskiego Okręgu Przemysłowego. Historię tą
odtworzył ze wspomnień prowodyr tej imprezy, Bogusław Molecki...
W zasadzie byłem już absolwentem - z początkiem października miałem znaleźć się we
Wrocławiu, z dala od GOPu, w którym zdążyłem się zadomowić i ulubionych tramwajów
z uskrzydlonymi herbami na burtach... Postanowiliśmy urządzić sobie, korzystając
z okazji, całonocną wycieczkę w tramwajach.
Wyposażeni w rozkłady jazdy rozpoczęliśmy wycieczkę o 19.27 w Sosnowcu na pętli
Kazimierz Górniczy. Pociągiem 2701 (2*105Na) udaliśmy się do centrum miasta. Na
Ludwiku zauważyliśmy zjeżdżający od KWK Sosnowiec tramwaj 2401 (105Na), więc
skwapliwie dokonaliśmy przesiadki. Dodatkowy punkt zbiórki (nie wszyscy jechaliśmy
z Kazimierza) ustaliliśmy bowiem pod dworcem PKP Sosnowiec Główny, a jak wiadomo
leniwy człowiek woli podjechać...
Po kwadransie oczekiwania, spod dworca PKP ruszyliśmy w piątkę w kierunku Huty
Katowice. Tramwajem 2103 (105Na) dojechaliśmy na miejsce o 21.05. Tu nastąpiło
pierwsze rozczarowanie - wydawało nam się, że nad hutą powinna być widoczna łuna
- tymczasem takowej nie znaleźliśmy. Wsiedliśmy więc szybko do pociągu 2201 (105Na)
zjeżdżającego do zajezdni w Będzinie. Jedynym problemem, który napotkaliśmy w
czasie jazdy, było wyjaśnienie motorowemu na przystanku Będzin Przemsza (ostatni
na trasie linii 22 przed zjazdem), że znamy trasę i chcemy jechać do zajezdni...
Pod zajezdnią wsiedliśmy do 2705 (2*105Na) udającego się w kierunku Kazimierza.
Właśnie minęła 22... Po przeszło dwudziestu minutach jazdy znaleźliśmy się ponownie
na dworcu głównym w Sosnowcu. W tym momencie stało się jasne, że nie dołączy do nas
znajomy miłośnik z Gliwic (obecny V-ce Prezes, Robert Blicharz). A było to w czasach,
kiedy aglomeracyjne przewozy kolejowe na trasie Gliwice - Zawiercie (a więc i
Sosnowiec) nie były jeszcze fikcją...
O 22.40 pomknęliśmy zjeżdżającym 1506 (2*105Na) do zajezdni Bogucice w Katowicach,
której właśnie zmieniono nazwę na Zawodzie. Tam po chwili wsiedliśmy do PN214 (105Na),
pierwszego w czasie naszej wycieczki prawdziwego pociągu nocnego. Dla niejednego
z nas był to zresztą pierwszy tramwaj nocny w życiu... w dodatku ekspresowy - ze
względu na pustki w wozie i na przystankach do Rynku dojechaliśmy praktycznie bez
zatrzymań.
Na Rynku zachwyt uczestników wzbudziła reklama wisząca na budynku, wykonana w postaci
ekranu złożonego z zielonych, żółtych i czerwonych diod LED. Obecnie nie jest to nic
szczególnego, ale wówczas... I to w nocy!
Z Rynku o godzinie 23.41 odjeżdżał ostatni tramwaj dzienny do Bytomia (604) - żeby
było ciekawiej wracał on jeszcze na Brynów, dojeżdżał do Stadionu Śląskiego i dopiero
po drugiej w nocy, jako ostatni tramwaj dzienny, zjeżdżał do katowickiej zajezdni...
O dziwo obydwa wagony (2*105Na), którymi jechaliśmy, były wypełnione pasażerami.
Do Bytomia dojechaliśmy 25 minut po północy.
Po dwudziestu minutach oczekiwania na największym dworcu tramwajowym na Śląsku,
wsiedliśmy całą paczką do PN232 jadącego do Zabrza. Mieliśmy mieszane uczucia, jako
że był to fragment trasy, który chcieliśmy pokonać tam i z powrotem. Jak się później
okazało, nasze obawy były słuszne. Póki co jednak w ramach promocji poznaliśmy miłego
pana, znajdującego się w stanie wskazującym, który za wszelką cenę chciał dojechać na
Godulę (Ruda Śląska). Usnął jednak, biedaczek, w dziewiątce - ta zaś z Chorzowa
zjechała prosto do zajezdni na Stroszku, uniemożliwiając mu wysiadkę w drodze
powrotnej...
Pracownicy zajezdni zajęli się zaspanym podróżnym, wsadzając go we właśnie wyruszającą
nockę. Tam, na placu Sikorskiego zapoznał się z nami. Wizja spaceru na Godulę nie
przerażała go zbytnio (połączenia bezpośredniego o tej porze nie było), tyle że -
jak to on - chwilę później przegapił rozgałęzienie na Szombierkach. W tej sytuacji
zasugerowaliśmy dalszą podróż razem z nami (i tak mieliśmy tamtędy wracać...).
PN232 tymczasem wjechał na tor objazdowy pętli Biskupice. Po chwili motorniczy wyszedł
z kabiny i stwierdził, że ze względu na roboty torowe, w dalszą podróż udamy się Nyską.
Na nic zdały się tłumaczenia, że my będziemy zaraz wracać. "Do Nyski i już!" - ani my,
ani miły znajomy pan nie mieliśmy wyjścia... Miejsca w Nysce zostały wypełnione wraz
z piasecznicą (razem z nami podróżowała skrzynka z piaskiem, na której siedział piszący
te słowa). Kłopot pojawił się na placu Wolności w Zabrzu. W momencie, gdy nasza szóstka
nie opuściła pojazdu, "motorniczy" spytał się, dokąd my właściwie jedziemy...
Nie przypominam sobie dokładniejszej spowiedzi miłośnika ("...kazali nam wysiąść i temu
panu też...")... W każdym razie kierowca Nyski zmiażdżył nas wzrokiem, wysadził na placu
Wolności, nakazując oczekiwanie nań na przystanku od dworca PKP. Spytał jeszcze, czy mamy
chociaż bilety - widząc pięć sztuk miesięcznych, ewentualnie pięciodniowych zamruczał coś
pod nosem i odpuścił. Co ciekawe: kierowca (jak każdy motorniczy) prowadził sprzedaż
biletów!
Wsiadając ponownie do Nyski (wraz z dwoma dziewczynami z obsługi restauracji na placu
Wolności, która właśnie zamykała swoje podwoje), zrobiliłmy solidny tłok. Piasecznica nie
wystarczyła - groziły już nawet miejsca stojące (w kucki), ale ostatecznie jakoś się
usadowiliśmy. Przeskakując na Biskupicach z powrotem do pojedyńczej 105Na mieliśmy uczucie
wszechogarniającego komfortu. A mrukliwy kierowca poszedł pomarudzić na nas do regulatora,
dzięki czemu motorowy wchodząc do kabiny zlustrował całą naszą grupę rozbawionym wzrokiem.
W trakcie jazdy do Bytomia, na Szombierkach, wysadziliśmy naszego znajomego miłego pana.
Miał koszmarny problem - był szczęśliwy, że trafi do domu i bardzo nam dziękował, ale
wiedział, że nikt mu nie uwierzy, że zasnął w dziewiątce i miłośnicy tramwajów, wałęsający
się w nocy po województwie, odstawili go do domu... W każdym razie wysiadł.
Na plac Sikorskiego trafiliśmy za minutę druga. O 2.15 przesiedliśmy się do drugiej bytomskiej
"nocki" - PN231 (105Na) i dojechaliśmy do Rudy Śląskiej Chebzie. Była 2.38 i czas na
najdłuższą (półgodzinną) przerwę na trasie.
Zaowocowało to mnóstwem interesujących obserwacji, w tym analizą działania sygnalizacji przez
niedoszłych techników elektroników. "Zaraz, zaraz - jak on tu zgasił to tam mu się zaświeciło?!"
i inne podobne problemy wymagały głębszego omówienia...
Tuż po trzeciej jeden z uczestników wycieczki był już na tyle obeznany z pętlą na Chebziu, że
zapragnął jechać dalej. Tymczasem PN100, który planowo miał odjazd o 3.08, stał sobie cichutki
i ciemny przy posterunku regulatora. Wizyta u regulatora potwierdziła czas odjazdu. Nagle ciszę
pętli obsadzonej drzewami przerwał hałas budzika. Razem z obudzonym motorniczym udaliśmy się
w dalszą drogę pierwszym tej nocy przegubowcem (102Na). Dojechaliśmy nim do ulicy Piekarskiej
na Batorym. Piechotką przeszliśmy pod zajezdnię, lustrując przydrożne kioski. Najbardziej
zaintrygował nas "Miś", jednak ze względu na wczesną porę nie istniały realne możliwości
zakupu...
Pod zajezdnią, już mocno śpiący, usadziliśmy się w PN221 (102Na) do Rynku w Chorzowie.
Zrezygnowaliśmy z odwiedzin w Siemianowicach Śląskich i postanowiliśmy wracać. Do dworca PKP
w Katowicach złapaliśmy - już dzienny - 115 (2*105Na), w którym było nam tak ciepło i wygodnie,
że ciężko było oprzeć się spaniu. Dalej PN223 (102Na) do pętli Zawodzie, 1504 (2*105Na)
z zajezdni do Sosnowca i 2707 (2*105Na) na Kazimierz. Wysiadając z tramwaju na pętli, spojrzałem
na zegarek - była 6.07. 10 godzin i 40 minut od rozpoczęcia imprezy...
Podczas jazdy odwiedziliśmy 9 miast: Sosnowiec, Będzin, Dąbrowę Górniczą, Katowice, Chorzów,
Bytom, Zabrze, Rudę Śląską i Świętochłowice. Przejechaliśmy w sumie równe 150 kilometrów.
W imprezie wzięli udział: Adam i Bogusław Moleccy oraz Arek, Dziwny i Newton - koledzy z
Technikum Elektronicznego w Sosnowcu...
Imprezę zorganizował (po czym chwalił się w PKT jazdą nocną Nyską PN232) Bogusław Molecki.
|
fot. Adam Molecki |
Młody Bogusław Molecki na Chebziu |
Podczas imprezy nie zrobiliśmy żadnego zdjęcia - zachował się jedynie zrobiony jeszcze w dzień
na Rudzie Chebzie portet prowodyra...
Właśnie wówczas powstały pierwsze bilety pamiątkowe.
|
fot. Bogusław Molecki |
Bilet pamiątkowy |
Relację sporządził: Bogusław Molecki. |