Wszystko zaczęło się od niewinnej propozycji Bogusia Moleckiego na jednym z zebrań Klubu.
"- Słuchaj, może byśmy tak zaprosili twórcę BAHN do nas?" Pomyślałem, przeanalizowałem
- i zgodziłem się. Sprawa przeleżała dłuższy czas na półce, aż w końcu zdecydowałem się
przesłać propozycję do Jana Bochmanna. Odpowiedź była pozytywna. Pozostało już tylko
dograć szczegóły. W międzyczasie namierzona została knajpa w centrum Sosnowca, stylizowana
na stary tramwaj. Było więc już miejsce spotkania.
Jan Bochmann przyjechał do Katowic w sobotę (16.09.) o godzinie 6.27. Pociąg - jak to
tradycja PKP nakazuje - spóźnił się o co najmniej 20 minut.
Pierwszą atrakcją Zlotu był przejazd linią kolejową o zawieszonym ruchu pasażerskim:
Kazimierz Górniczy - Maczki (z powodu prowadzonego akurat remontu). Wszyscy uczestnicy
imprezy spotkali się na dworcu kolejowym w Katowicach, skąd udano się tramwajem do Sosnowca,
do wspomnianej już knajpy. Tam też spędzono większą część dnia. Dokonano kilku arcyciekawych
prezentacji, m. in. najstarszych funkcjonujących wersji programu: BAHN 2.12 (4/1991), BAHN
2.31 (8/1991). Jan przywiózł także "światową premierę" najnowszej edycji: BAHN 3.70 Beta 6,5.
Czas spędzony przy komputerze wypełniła głównie "wirtualna" prezentacja naszej sieci,
w oparciu o mapę *.NT3 autorstwa Jakuba Wilczka oraz Jakuba Jackiewicza. Kiedy już wszystkich
bolały oczy od wpatrywania się w monitor, przeszliśmy do dalszej części spotkania. Zainteresowane
osoby dokonały aktu rejestracji programu BAHN bezpośrednio u Autora. W ruch poszły także albumy
ze zdjęciami.
Korzystając z okazji, że już jesteśmy na Zagłębiu, postanowiliśmy dzień zakończyć krótką
wycieczką linią 24 na trójkąt torowy na ulicy Okrzei. Od tej pory było już tylko zabawniej...
Na końcówce motorniczy tramwaju widząc jakieś "dziwne zgrupowanie młodzieży robiącej zdjęcia",
zgłosił niezwłocznie zaistniały fakt dyspozytorni zajezdni Będzin. Dowiedzieliśmy się również,
że zaraz przyjedzie tu policja i nas spisze. Nie omieszkaliśmy go poinformować, że bardzo chętnie
poczekamy razem z nim na ewentualny przyjazd patrolu. Koniec końców, powróciliśmy jednak do centrum
Sosnowca zgodnie z rozkładem. Obok przebudowywanego dworca przesiedliśmy się na tramwaj linii 15
(stodwójka, podówczas jedyna na piętnastce) i pojechaliśmy do Katowic. Tam też zakończyła się oficjalna
część imprezy. Z Janem wróciliśmy do domu autobusem linii 190.
Na niedzielę w planach było udać się na godz. 11.00 na zebranie Klubu. Niestety, delikatnie mówiąc,
pomyliłem rozkład - autobus nie jechał o 10.24, ale o 11.24. Jan skwitował to uśmiechem i stwierdzeniem,
że to nic nowego: miłośnikom często się zdarza, że znają na pamięć rozkład jazdy ze swojego przystanku,
ale jak przychodzi z niego skorzystać, zaczynają się dziać różne ciekawe rzeczy. Tak więc pojechaliśmy
do Chorzowa Batorego przez Katowice (linią 7). Gdy dotarliśmy do zajezdni... zerwała się ulewa.
Przeczekaliśmy więc godzinę na zebraniu, pokazując Janowi archiwalne zdjęcia (prawdziwe czerwone
tramwaje...) oraz kolekcję biletów. W pewnym momencie trzeba było jednak wykonać zdecydowany ruch
i opuścić dach nad głową, aby rozpocząć zaplanowaną wycieczkę. Pojechaliśmy więc 7-ką do
Świętochłowic, gdzie zabijając czas objaśnianiem tajników działania sygnalizacji obsługiwanej ręcznie,
poczekaliśmy na tramwaj linii 17. Tymże dojechaliśmy aż do Chebzia. W trakcie przejazdu wynikło
kilka ciekawych spraw. Okazało się np., że w Niemczech również w powszechnym użyciu były takie sygnalizacje
ręczne, w niektórych miastach nawet całkiem do niedawna. Przy okazji przystanku Łagiewniki Targowisko,
gdzie tramwaj staje na zakręcie, Jan zauważył że coś takiego nie przeszłoby w Niemczech. Prawo nakazuje
bowiem, aby motorniczy widział w lusterku cały tramwaj na przystanku. Zabawnie było, gdy dojechaliśmy
do mijanki na Lipinach - zapadła konsternacja, gdy motorniczy wyłączył przetwornicę... Powód był oczywisty
- oczekiwanie na mijankę. Do pętli na Chebziu dojechaliśmy - jak zwykle - razem z 11-tką.
Na przepięknej pętli w Chebziu zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie. Wypada mi teraz zauważyć, że po krótkim
spotkaniu z pracownikami PKT w Sosnowcu, wstydziłem się za nich przed Bochmannem. Krótka chwila sympatycznej
samorzutnej rozmowy z pracowicami punktu regulatorskiego na Chebziu od razu mnie uspokoiła... Miła pani
prowadząca tramwaj linii 29 (111N-406) stwierdziła, że nas nie puści (bo jechaliśmy 18-tką,
która stała za 29), jeśli sobie nie zrobimy z nią zdjęcia... :-) Sympatycznie było. Potem 18-tką
do Bytomia, podziwiając niezwykle klimatyczny szlak między polami, lasami i tunelami o skrajni paru
centymetrów. Następnie obowiązkowo linia 38 (N-1118). Pojechaliśmy także linią 8 do Piekar.
Wątpię, czy Jan widział kiedyś tramwaj na takim - hmmm... - "odludziu". Potem udaliśmy się tramwajem linii
41 do Chorzowa. Trafiliśmy chyba na jakiegoś dawnego kierowcę rajdowego, bowiem Bochmann sam
stwierdził, że to już jest chyba szybka linia. Wysiedliśmy na Metalowców i podeszliśmy pod bramę Konstalu.
I tam stało nasze nowe cudo - 116Nd-01. W ciągu tego jednego dnia, Jan zobaczył absolutnie wszystkie tramwaje
(i wszystkie kombinacje składów), które jeżdżą lub dopiero miały jeździć liniowo na Śląsku.
W tym miejscu składam podziękowania p. Michałowi Prochownikowi z ALSTOM Konstal, który w niezwykle szybki
i sprawny sposób przygotował pakiet materiałów promocyjnych dla Jana Bochmanna.
Pojechaliśmy następnie na Brynów, gdzie pani regulatorka z uśmiechem na twarzy stwierdziła, że owszem,
coś wymieniają, ale ona za bardzo nie wie, co (był już jednotor, ale stare tory jeszcze leżały w całości;
dopiero potem miałem się dowiedzieć, że wymienią całe torowisko). Wróciliśmy do Chorzowa i na zakończenie
przejechaliśmy się solówką 105Na na linii 12. Po przejechaniu tego odcinka Jan stwierdził, że musi
koniecznie pokazać naszą sieć niemieckim pasjonatom - tak starej (wciąż działającej) infrastruktury nie ma
już nigdzie na Zachodzie... :-)
I już wydawałoby się, że to koniec atrakcji. Ale jeszcze dworzec... Pociąg powrotny odjeżdżał o godzinie
23.10. I odjechał... tyle że pełny żołnierzy wracających z przepustki :-) Ze zgrozą w oczach stałem z ojcem
na peronie i patrzyłem, jak Jan przepycha się przez kompletnie zapchany korytarz wagonu. Na całe szczęście
następnego dnia okazało się, że Jan jednak dojechał w całości do Drezna. Napisał nawet, żebyśmy się nie
przejmowali za bardzo żołnierzami, bo on też przecież był w armii. A podobno niemiecki żołnierz wracający
do jednostki jest jeszcze bardziej pijany niż polski...
Było to niesamowite spotkanie, tym bardziej, że ponad granicami. Szkoda tylko, że w ostatniej chwili
pokryło się z inną organizowaną w Polsce imprezą komunikacyjną. Ale miejmy nadzieję, że nie będzie to jedyna
wizyta tego niezwykle sympatycznego Niemca na Śląsku.
Tradycyjnie, z okazji imprezy wydano bilety pamiątkowe:
|
proj. Adam Molecki |
Bilet pamiątkowy |
Relację sporządził: Krzysztof Bojda |