W związku z planami likwidacji Przedsiębiorstwa Komunikacji Miejskiej w Olkuszu
28 października 2000 roku Klub Miłośników Transportu Miejskiego zorganizował przy
współudziale PKM-u imprezę autobusami liniowymi. Dzieki uprzejmości władz firmy
Klub miał podstawione autobusy w historycznych barwach na najbardziej malownicze
linie.
Wycieczka rozpoczęła się o godzinie 10 z minutami przejazdem linią 452 do Gorenic.
Tę linię pokonaliśmy Ikarusem 260 #7979, kupionym przez PKM Olkusz od MZK Częstochowa,
gdzie nosił widoczny do dziś numer #209. Pierwszy etap przebiegał przez miasto, później
po minięciu Osiedla 1000-lecia wjechaliśmy do Witeradowa. Wąska droga wiła się przez
wioskę, po której przejechaniu wjechaliśmy w las. Odległość pomiedzy Witeradowem a
Gorenicami jest duża, a droga wije się malowniczo przez piękne lasy, które były ubrane
w brązowo-złote jesienne szaty... Przejazd przez Gorenice też może dostarczać niezwykłych
wrażeń, bowiem droga pełna jest wzniesień, zakrętów i jest bardzo wąska. W końcu śliczny
czerwony Ikarus znalazł się na pętli w Gorenicach, gdzie kierowca wypuścił nas przy wiacie
przystankowej. W okamgnieniu rozbiegliśmy się po rozstajach i zrobiliśmy dużo zdjęć
na żwirowej pętli. Ciekawostką jest to, że na pętli w Gorenicach wiata przystankowa
postawiona jest w miejscu, gdzie się wysiada z autobusu. Zresztą, gdzie się wsiada
nie za bardzo wiadomo. Ikarus objechał pętlę i zajęliśmy miejsca w drogę powrotną.
Dało się wyczuć lekki niepokój, bowiem mimo uczestnictwa bardzo dobrych fachowców
od rozkładów jazdy nikt nie wiedział, czy zmieścimy się w czasie, gdyż na przesiadkę
mieliśmy zaledwie 7 minut!
Po przyjeździe, przy olkuskim Supersamie, ze zniecierpliwieniem oczekiwaliśmy na przyjazd
przegubowego Ikarusa #7975. Po niedługiej chwili uczom naszym ukazał się śliczny przegubowiec
rodem z Wodzisławia (ex-#306). Tradycyjne malowanie farbą D-81 o wiśniowym odcieniu wprawiło
uczestników wycieczki w nie lada zachwyt, wspaniały autobus został przywitany przez Klub
gromkimi brawami. Napełnienie taboru było duże, wszyscy dziwili się, że normalnie jeździ
tutaj krótki autobus. Teraz jechaliśmy linią 471 do Rodaków, która w dni wolne wykonuje
także odcinek linii 472 do Chechła. Autobus wyjechał na dwupasmówkę, by za przystankiem
"Olkusz E-40" skręcić w stronę dzielnicy Pomorzany. Jechaliśmy ulicą Długą pośród luźnej
zabudowy, a po naszej prawej stronie widoczna była Góra Pomorzańska - jedno ze wzniesień
okalających Olkusz. Podczas przejazdu przez Pomorzany spotkała nas niespodzianka - starsza
pani wyciągnęła znienacka legitymację kontrolerską i po zablokowaniu kasowników przez
kierowcę przeprowadziła kontrolę biletów.
Po wyjechaniu poza granice administracyjne miasta Olkusza i przejechaniu krótkiego
odcinka lasem znaleźliśmy się w Kluczach. Przejazd ulica Olkuską w Kluczach można śmiało
porównywać do jazdy w terenie górskim z uwagi na istny "jednotor autobusowy" i malowniczy
zakręt otoczony niską zabudową, pośród której są liczne domki drewniane. Długo jechaliśmy
przez Klucze mijając po drodze tamtejszą szkołę średnią, fabrykę papieru i przkraczając
bocznicę kolejową kluczewskiej papierni. Za pokrytym wodną roślinnością wędkarskim stawem
znajdującym się na skraju Klucz autobus skręcił w kierunku Chechła. Fotostop w Chechle
odbył się jednak w drodze powrotnej do Olkusza. Po wykonaniu wjazdu do Chechła wróciliśmy
na podstawowy wariant linii 471. Jechaliśmy znaczny fragment lasem, by wyjechać z niego
skręcając w stronę Ryczówka. Oczom naszym ukazały się piękne krajobrazy malowane pędzlem
jesiennej barwy. Śliczny koloryt pól i łąk harmonizował z pojawiającą się tu i ówdzie
zabudową. Utkwił w naszej pamięci budynek OSP w Ryczówku wybudowany na rozdrożu.
Wjechaliśmy na drogę Kwaśniów - Rodaki i po przejechaniu zagajnika byliśmy już na głównym
skrzyżowaniu w Rodakach. Nie spodziewałem się, że to taka rozległa wieś, bo za skrzyżowaniem
mieliśmy jeszcze spory kawałek do przejechania zanim znaleźliśmy się na pętli. Wiśniowa
piękność została cała obfotografowana ze wszystkich stron przez uczestników wycieczki,
a Memphis i ja poszliśmy drogą w głąb wsi, by zrobić jeszcze zdjęcia na trasie. Wypatrzyliśmy
sobie miejsce koło starego, drewnianego kościólka. Kierowca się zatrzymał i nas wziął,
oczywiście przez cały czas w autobusie była z nami miła starsza pani o numerze kontrolerskim 3.
W drodze powrotnej w Chechle kierowca wysadził nas przed pętlą i umożliwił uwiecznienie na
kliszy całego przejazdu przez pętlę. Autochtoni mieli nie lada ucieche podziwiając sporą
grupkę ludzi biegających po głównym placyku wsi i fotografujących, zdawałoby się, zwyczajny
autobus. Do Olkusza wróciliśmy znaną już drogą przez Klucze i Pomorzany.
Gdy przegubowiec wysadził już pasażerów przy Supersamie, zjechaliśmy nim do zajezdni.
Pozwiedzaliśmy dość dokładnie wszelkie zakamarki, dla niektórych była to pierwsza wizyta
w zajezdni autobusowej. Zachwyt wzbudził śliczny rządek stojących dwieścieosiemdziesiątek,
szkoda tylko, że nie było wśród nich zdefektowanego #1561, który miał w pierwszym planie
jechać do Rodaków. Jeden z pracowników warsztatu pokazał Bogusiowi i mnie postępy przy
remoncie i przeróbce #4379, w tym czasie inni robili różne pożyteczne rzeczy, polegające
na fotografowaniu i spisywaniu co tylko można sfotografować i spisać. Niestety, kierowca
autobusu #2644 odesłał nas na przystanek przy kopalni, ale usilnie proszony zgodził się
zabrać nas sprzed bramy zajezdni.
Dalsza droga upływała zatem w Jelczu M11 #2644 otablicowanym linią 451. Autobus podjechał
pod kopalnię, zawinął pod S-Sam, przemknął przez miasto, ale drogą na Kraków nie jechał długo,
bo już na rogatkach miasta skręcił w boczną drogę do Olewina. Początkowo jechaliśmy wśród pól,
widać było osiedle, na którym mieszkam i tory kolejowe. Niewyjaśnioną kwestią pozostają liczne
latarnie uliczne na drodze w polu! Dwa skręty i już jesteśmy w Olewinie, gdzie uczestnicy
wycieczki spoglądają pytająco po sobie, jak na tak wąskiej drodze autobus może jechać w dwóch
kierunkach.
Odpowiedź jest oczywista, problemu nie ma, bo to jest jeden autobus i przecież nie będzie
się na trasie mijał sam ze sobą. Olewin i Sieniczno w praktyce zlewają się ze sobą, toteż
znakiem rozpoznawczym było powtórne wyjechanie autobusu na szosę krakowską. Jednak był tam
tylko przystanek i zaraz autobus skręcił na Sułoszowę. Długi zjazd i już podziwiamy wiecznie
zielone iglaki. Po jakimś czasie skręciliśmy do Wiśliczki, by z niej wyjechać do Kosmolowa.
To długa wieś, pod koniec której jest skręt w już zupełnie boczną drogę do Zadola. Droga była
bardzo malownicza, w oddali widać było kępy drzew, wokół jakże bliska sercu szachownica pól...
W drodze powrotnej nawet furmankę mineliśmy!!! Na pętli w Zadolu ta część uczestników, która nie
uczestniczyła w imprezie wakacyjnej (czyli większość), zrozumiała, co znaczy hasło: "Tam, gdzie
kończy się asfalt!", gdyż pętla w Zadolu technicznie przypominała Hucisko, czyli małe asfaltowe
kółko do zawracania z jednym tylko wyjazdem.
Zdjęcia tym razem były z polem w tle, bowiem pętla jest na samiuśkim końcu wsi. Powrót
przebiegał bez większych przygód, wysiedliśmy przy dworcu kolejowym, część uczestników poszła
na tyku-tyku do Katowic, część na 633 do Dąbrowy i Będzina. Zbliżała się godzina 16.30.
Serdeczne podziękowania dla Przedsiębiorstwa Komunikacji Miejskiej w Olkuszu Sp. z o.o.
w likwidacji za pomoc w zorganizowaniu tej imprezy - podziękowania dla władz, kierowców,
pracowników ruchu i warsztatów - to dzięki Nim mieliśmy okazję przeżyć to, co opisałem powyżej.
Relację sporządził: Bartosz Mazur. |