Klub Miłośników Transportu Miejskiego w Chorzowie Batorym

Wybierz kierunek jazdy:


Tramwajowa linia turystyczna
Aktualności
Informacje o Klubie
Władze i zespoły Klubu
Statut
Organizowane imprezy
Kronika działalności Klubu
Kronika imprez
Wydawnictwa


Kronika imprez: Wielotrakcyjni Pasjonaci Komunikacji 2003
(25-30.08.2003)



Motto 2003: "Ci koledzy są z Finlandii, oni tam mają tylko drewniane słupki"

Plany były dalekosiężne, obejmując zarówno najdziksze i najmniej przez nas znane zakątki dawnego WPK Katowice, jak i bliskie, acz równie nieznane trasy w sercu aglomeracji. Niestety ograniczenia komunikacji nocnej dały nam się bardzo mocno we znaki - musieliśmy poprzestać na pierwszym i ostatnim kursie (a raczej w odwrotnej kolejności) linii dziennych, wypełnionych w środku nocy pozostałościami prawdziwie nocnych przewozów. Zaplanowane było także dogłębne zbadanie licznie wprowadzonymi do transportu komunalnego przez Miejski Zarząd Komunikacji w Tychach mikrobusów. Tradycyjnie już wielką niewiadomą był Rybnicki Okręg Węglowy, odległy i wciąż zaskakujący swoimi krajobrazami...

SIEMIANOWICE ŚLĄSKIE 2003
(poniedziałek, 25 sierpnia 2003)

Impreza siemianowicka zaczęła się już w Katowicach - od przejazdu linią 119, wykonywującą jeden ze swych wszystkich dwóch kursów w ciągu dnia. Po dotarciu do Michałkowic nieodżałowanym Ikarusem spod znaku MZKP, przesiedliśmy się do 665, które zawiozło nas do najbardziej wysuniętej na północ pętli w Siemianowicach - Przełajki. Powrót do centrum miasta nastąpił katowickim Jelczem 120M, w którym powszechną euforię wycieczkowiczów wzbudził zainstalowany w przedniej części składany stolik rodem z kolejowej jednostki trakcyjnej EN57. Wykorzystano go skwapliwie do sporządzenia listy uczestników.

Zwiedziwszy kolejne michałkowickie pętle skierowaliśmy się w stronę najbardziej klimatycznych miejsc, do których docierają autobusy w Siemianowicach, czyli w stronę Rurowni. Jak to zwykle, w czeladzkim Ikarusie na linii 22 stanowiliśmy dominującą większość pasażerów na końcowym odcinku. Po uwiecznieniu autobusu nastąpiła przerwa posiłkowa, a najbardziej wytrwali udali się pieszo w celu zaliczenia leżącej nieopodal, acz również na końcu świata pętli KZN PW, obsługiwanej w części kursów przez linię 122.

Po wydostaniu się z przemysłowych terenów autobusem pana Mastalerza (niektórzy schylali głowy przejeżdżając pod wiaduktem na ulicy Konopnickiej), podążyliśmy zaliczyć nieco tramwajów. Wprawdzie obsługują one tylko niewielką część Siemianowic, ale za to linie są aż dwie. Dwunastką udaliśmy się do katowickiego już placu Alfreda, aby szybko minąć budynek telewizji na Bytkowie i wysiąść dla odmiany w Chorzowie - na krajcoku. Stamtąd nastąpił powrót do Siemianowic tym razem od innej strony, autobusem linii 974. Objechawszy większą część miasta wysiedliśmy na ulicy Świerczewskiego i zaczęliśmy szukać interesującego nas stanowiska przystanku Siemianowice Kościół. Cechuje się on tym, że rozrzucony jest po całej tej ulicy. Udało się jednak dorwać ten właściwy, skąd zabrał nas katowicki Ikarus na linii 0 prosto do parku Pszczelnik. Jako, że okres wakacyjny, to towarzyszyły nam spore ilości dzieciaków jadących w stronę terenów rekreacyjnych. Z sympatycznej pętęlki na środku niewielkiego skrzyżowania powróciliśmy na Bytków, gdzie zakończyła się część imprezy dotycząca komunikacji miejskiej sensu stricte.

Pogoda dopisywała, więc najbardziej wytrwali ruszyli na podbój środków komunikacji oferowanej przez Wojewódzki Park Kultury i Wypoczynku w Chorzowie. Po krótkim spacerku parkową aleją zaliczyliśmy jeszcze kolejkę parkową obsługiwaną przez GKW oraz kolej linową "Elka".

WODZISŁAW ŚLĄSKI 2003
(wtorek, 26 sierpnia 2003)

Chciałoby się zanucić "obowiązek obowiązkiem jest...", rzucić wszystko w diabły i po prostu pojechać w siną dal. Niestety moja dal wcale nie była tak sina i zanim się obejrzałem, już minęło południe. Czas płynął nieśpiesznie, a ja siedziałem w pracy podczas gdy Koledzy rozbijali się wszelakiej maści taborem podczas drugiego dnia WuPeKu. Nie żebym narzekał - w końcu za oknem miałem piękny widok, który napawał mnie swoistą dumą. W końcu magiczne słowo "fajrant" stało się faktem i przy użyciu komunikacji komunalnej zacząłem wprowadzać w życie plan B. Plan B polegał na tym, że skoro nie można być na całej wycieczce, to wypada odwiedzić przynajmniej jej fragment. Trochę szkoda, że fragment w zasadzie wyłącznie zjazdowy, ale każda wizyta w ROW-ie jest zawsze miła i pouczająca. Tak też było tym razem i jakoś ten niezjedzony obiad odżałowałem.

Z Gliwic wydostałem się jedną z moich najulubieńszych linii autobusowych, czyli rzecz jasna 194, którą pojechałem aż do Czerwionki. Wcześniej miałem w zwyczaju przesiadać się zawsze przy KWK Dębieńsko, tym razem postanowiłem wprowadzić jakąś odmianę. W dalszą drogę zabrał mnie lokalny mercedes O307, który V-bus pozyskał chyba od jakiejś swojej firmy-krewniaczki w eNeRDe. Dojechawszy do Rybnika przeszedłem z Placu Wolności na dworzec PKS, gdzie niebawem pojawiły się uśmiechnięte buzie wymęczonych trudami całego dnia podróżników. Dla mnie była to raczej smutna chwila, bo uświadomiłem sobie, ile wspaniałości mnie minęło. Ale uszy do góry - wypieki na twarzach opowiadających świadczyły dobitnie, że atrakcji było co niemiara.

Z Rybnika do Żor przewidziano przejazd "wspólnym przedsięwzięciem" dwóch organizatorów z terenu ROW-u, czyli linią ŻR. Niestety niskopodłogowy DAB, na którego się czailiśmy, obsługiwał inne zadanie, więc musieliśmy się zadowolić dość świeżym jelczydłem. W Żorach dokładnie obejrzeliśmy wszystkie kąty dworca autobusowego i spędzaliśmy czas beztrosko oczekując na odjazd jednej z dłuższych i ciekawszych linii tyskiego MZK.

Przejazd zapowiadał się (i okazał się następnie) ciekawie, bo już na dworcu doszło do utarczek słownych między wojowniczym kierowcą autosana a nie mniej wojowniczym miłośnikiem. Przez pewien czas nostalgię wzbudzała biegnąca równolegle, niszczejąca linia kolejowa do Orzesza...

Chcąc uniknąć znanego nam już z lat poprzednich przejazdu przez Wyry opuściliśmy meteorowego autosana w Łaziskach Górnych. Aby zakończyć efektownym fajerwerkiem na przystanku odbyła się impreza pod roboczym tytułem "ikarus i jego wnętrzności", przygotowana przez teatrzyk objazdowy pogotowia technicznego. Niebawem pojawił się także nasz 29, którym nie niepokojeni przez nikogo dotarliśmy na katowicki dworzec, nieco przed rozkładowym czasem.

Bardzo żałuję, że nie mogłem być całego dnia z Kolegami, ale na szczęście kroiła się nocka, której po prostu nie mogłem sobie podarować.

ZAGŁĘBIE BAJ NAJT 2003
(środa/czwartek, 27/28 sierpnia 2003)

Złamanie tradycji zagłębiowskiego rozpoczynania każdego rajdu podyktowane było tym, że w tym roku postanowiliśmy pozwiedzać Gorolowice w świetle księżyca i świateł drogowych na pustych drogach. Dojazd z Katowic zapewnił nam Ikarus 280, dowożąc nas przez Sosnowiec do centrum Dąbrowy Górniczej. Pod pomnikiem Jimmmiego Hendrixa, Kurta Cobaina i jeszcze trzeciego wywrotowca spotkali się sami hardcorowcy, którym niestraszne żadne przygody.

Właściwie tylko na wstępie był dylemat z wyborem trasy, bo opcjonalnie do wyboru było kółeczko linii 637 lub "tam i z powrotem" do Grabowej. Wybraliśmy pierwszy wariant, by nie powtarzać trasy, także zostawiając Łazy Grabową na dzienną imprezę. Dodatkową atrakcją był fakt, że zaliczany przez nas kurs zjazdowy 637 rel. Siewierz - Będzin był skierowany objazdem w związku z remontem DK-1 w Siewierzu. Stąd radość wielka w postaci "zaliczenia" komunikacją miejską odcinka, którego zwykle nie obsługuje żadna linia.

Jazda ostatnim kursem z Dąbrowy Górniczej do Siewierza była po prostu niezapomniana. O ile do Ząbkowic trasa była malownicza, o tyle dalej było już tylko lepiej. Mijane po drodze wioski, pola i lasy wprawiały w prawdziwe osłupienie, podrasowane dodatkowo przez kierowcę, używającego świateł drogowych. Brakowało tylko jeleni i bażantów wyskakujących przez pędzącego Jelcza. Czuliśmy się w mknącym pojeździe jak enklawa ludzkości, przemierzająca baśniową krainę Tolkiena... Kierowca niczym Charon wiózł nas samych przez ciemnię nocy, punktem docelowym na szczęście nie był Hades, lecz Siewierz.

Co ciekawe, w środku nocy znalazł się nawet pasażer realizujący podróż wewnątrz Siewierza. Na siewierskim rynku takiego dziwowiska to ludzie dawno nie widzieli! Nawet w bamboszach i szlafmycach wychodzili przed swoje domostwa, by przekonać się na własne oczy, że ta gromadka młodzieży przyjechała do Siewierza w środku nocy fotografować autobus! Na prośbę uczestników WPK kierowca zostawił tylko światła obrysowe, by efekt na kliszy był lepszy. Jak już wcześniej wspomniałem powrót odbył się przez jakieś zapomniane przez Boga i ludzi ostępy, byśmy w końcu - po przejeździe obok potężnej elektrowni Łagisza - wylądowali w Będzinie.

Drugą atrakcją tego wieczoru miał być przejazd rasowo nocną linią autobusową. Po wyrżnięciu z Zagłębia wszelkich niemal autobusów nocnych (takich klasycznych, oznaczonych przez "N") jako ochłap pozostały linie z zakresu 902-4. Postanowiliśmy zatem skorzystać z jednej z nich, mianowicie będzińskiej 904. Zatacza ona ogromne koło przez wszystkie możliwe wsie i przysiółki, a mając na uwadze "tajność" nocek, sami nie wiedzieliśmy, czego można się spodziewać.

Autobus linii 637 pożegnaliśmy przy będzińskim Rondzie. Po jego opuszczeniu musieliśmy wspiąć się na zamkowe wzgórze, by z przystanku na Al. Kołłątaja wybrać się w najbardziej nocną z nocnych przejażdżek. Marznąc na przystanku podążyliśmy wzrokiem za ostatnimi przejeżdżającymi autobusami - najpierw przemknął zjeżdżający do zajezdni 637, potem w dwóch kierunkach przejechał 809, także w końcu zmierzający do sypialni. W końcu w polu widzenia pojawił się niespodziewany jak na tę porę Solaris.

Zdziwieniom nie było końca. "Jak to, solaris na nockę?", "Patrzcie, co on ma na wyświetlaczu!", "Nie boją się wandali?" - to tylko niektóre okrzyki na widok zbliżającego się z wygaszonym oświetleniem niskopodłogowca. Wyświetlacz wskazywał jedynie punkt docelowy pod nazwą "Będzin Zajezdnia", notabene tożsamy z początkowym. Numer pojawił się dopiero gdy autobus się zatrzymał - była to kwadratowa tabliczka KZK-owskiego wzoru, zatknięta po "staroikarusowemu" w dolnej części przedniej szyby. Później podczas jazdy ta tabliczka dwa razy lądowała na podłodze wozu, a raz nawet sami ją umieszczaliśmy na właściwym miejscu.

Po wejściu do pojazdu kierowca kategorycznie odmówił wygaszenia wewnętrzych świateł. Nie ma co się dziwić - kilkunastoosobowa grupka młodych wyrostków nie zdarza się co dzień, więc lepiej w lusterku obserwować poczynania tej chałastry. Widząc, że demolka nie jest naszą specjalnością kierowca pogasił wewnętrzne światła i mknęliśmy drogami donikąd. Solaris płynął poprzez podbędzińskie pola, mruczenie silnika usypiało, lecz dyskusjom nie było końca. Po drodze mijaliśmy osady nieznane z żadnych map, a szczelny autobus pewnie przemierzał nawet najbardziej dzuirawe drogi. Niewątpliwą zaletą tego przejazdu były nie tylko walory poznawcze, lecz także energetyczne - noc nas solidnie wyziębiła, a ogrzewanie w solarisie działało bez zarzutu i przywróciło nas do stanu "używalności". Po długim kluczeniu wioskowymi szlakami dotarliśmy wreszcie do "jakiejś" cywilizacji - oczom naszym ukazał się Grodziec, a następnie Czeladź. Jakież było nasze zdziwienie, gdy 904-ka pomknęła sobie z rynku ulicą Bytomską, by zaliczyć przystanek Czeladź Staszica. Okazuje się, że nocna komunikacja obsługuje nie tylko wiele wiosek, lecz także przejeżdża całkiem nieznanymi rejonami naszych miast.

Solaris jeszcze trochę pokluczył po Zagłębiu, by wysadzić nas możliwie blisko naszej dalszej wędrówki. Miejsce to może średnio nadające się do wysiadania, ale element zaskoczenia też musi być. Dopiero po wyjściu z cieplutkiego wnętrza solarki poczuliśmy, jak bardzo przenikliwy ziąb panował tej nocy. Przeszliśmy na przełaj przez środek "nerki" na przystanek tramwajowy - autobusową noc miał urozmaicić przejazd nocnym kursem tramwaju linii 27. Jadący na drugie tej nocy kółko kierowca linii 904 zatrąbił radośnie mijając naszą czeredkę, podczas gdy my odmachaliśmy mu oczekując na tramwaj.

Trudno powiedzieć, czy wagon był tak cichy, czy my tak szczękaliśmy zębami, w każdym razie wręcz nie słyszeliśmy, jak nadjechał. Nadszarpnięta zębem czasu stopiątka stanowiła totalne przeciwieństwo przytulnego solarisa - mało brakowało, by na lodowatym plastiku siedzeń pojawił się szron. Pędząca po zagłębiowskich wydzielonych torach lodówka także pod innym względem była odmienna od poprzedniego pojazdu. Solaris był niemal całkiem "nasz" (za wyjątkiem jakiejś namiętnej pary w Czeladzi), podczas gdy tramwajem podróżowało całkiem sporo ludzi jak na środek nocy. Menelstwo wielorakie mieszało się ze "zwykłymi" ludźmi, kolorytu dodawali miłośnicy, dyskutując zażarcie o wszelkich możliwych aspektach komunikacji. Tramwajem dojechaliśmy na przystanek kolejowy Sosnowiec Porąbka, wybrany do uwiecznienia pamiątkowego ujęcia grupowego. Mieliśmy wyjątkowe szczęście - uprzejmość pani dróżniczki zaowocowała kolejną pozycją w podręcznej biblioteczce miłośnika, a przejeżdżający właśnie pociąg sieciowców doświetlił nasze facjaty przy błysku flesza.

Wróciliśmy do Będzina tym samym tramwajem, który wrócił po odbyciu przejazdu do pętli na Kazimierzu. Podobnie jak w przeciwnym kierunku podróż umilali współpasażerowie, dziwiący się, co o tej porze można robić w tramwaju z biurową teczką. Nam to jednak niestraszne - dyskusje pomału milkły, dawały o sobie znać trudy nocy i zimna. Z tramwaju tym razem wysiedliśmy pod stadionem Sarmacji, by przywitać ochoczo linie dzienne.

Zmęczeni, zziębnięci, skostniali, wręcz zahibernowani marzyliśmy o jakimś przytulnym, nagrzanym wozie, który służyłby wygodnymi siedziskami do krótkiej choćby drzemki. Tęsknie wspominaliśmy biało-wiśniowego solarisa i jego miłego kierowcę, a nawet pozostałe pojazdy, które choć nieszczelne, chroniły chociaż przed wiatrem. Po pewnym czasie nadjechał jakże klasyczny dla będzińskiego PKS-u lokalny Jelcz, dwudrzwiowa odmiana L11. Zabrał nas w ostatnią tej nocy przejażdżkę, czyli kolejny raz dookoła wszystkiego, tym razem linią 97. Mimo niskiej temperatury dermy na siedziskach nikt nie marudził, bo trudno jest marudzić będąc pogrążonym w błogim śnie. Śniły się nam wszystkim - obowiązkowo - mijane po drodzie wioski i czasy, gdy komunikacja komunalna nie docierała w te rejony, pozostawiając je w domenie PKS-u. Atutem pojazdu, którym podróżowaliśmy, była względna łatwość zajęcia pozycji horyzontalnej, co jeszcze bardziej wizualizowało senne mary. Co jakiś tylko czas ze snu budziła nas folklorystyczna kumoszka, chcąca przejść od drzwi do wnętrza pojazdu. Wszystko, co dobre, ma swój koniec, tak i nasza wyprawa pomału zbliżała się do swego kresu. Gdy wyjeżdżaliśmy z Będzina poza nami w autobusie był jedynie kierowca, przy wysiadaniu otaczała nas już całkiem spora gromada autochtonów. Potworne zmęczenie dawało się we znaki, mimo zbawiennego przespania blisko godziny jazdy 97. Pożegnaliśmy się zatem w Będzinie i tym samym nocka 2003 przeszła do historii.

MIKOŁÓW / ŁAZISKA 2003
(piątek, 29 sierpnia 2003)

Mikołów i Łaziska to dzień spod znaku MZK Tychy i minibusów jeżdżących na zlecenie tego organizatora. Zwiedzano m.in. wszelkie dzielnice Łazisk (Dolne, Górne, Średnie), Mikołów, Wyry, Kobiór, Bieruń oraz miasto Tychy.

CZECHOWICE-DZIEDZICE 2003
(sobota, 30 sierpnia 2003)

Tej tradycji nie złamano i ostatni dzień WPK poświęcony został na niewielką sieć peryferyjną, miła i sympatyczną, doskonale nadającą się do poznania w dzień nie-roboczy. Tym razem wybór padł na Czechowice-Dziedzice i połączenia tamtejszego Przedsiębiorstwa Komunikacji Miejskiej. Jak tradycja nakazuje po dojechaniu pociągiem nabyliśmy konieczny zestaw biletów i w oczekiwaniu na "piątkę" narzekaliśmy na lokalizację czechowickiego dworca względem słońca, co bardzo utrudniało fotografowanie pojazdów.

Momentem grozy było sprawdzenie, czy cały wcześniej opracowany plan (składający się jednak z przejazdu jedynie trzema liniami) nie weźmie w łeb. Okazało się bowiem, że na rozkładach widnieją całkiem inne godziny odjazdów niektórych linii niż te zapisane wcześniej w kajeciku. Wszystko się wyjaśniło po tym, jak któryś z bystrzejszych uczestników zwrócił uwagę na ważność rozkładu, który wchodził w życie... następnego dnia. Jako mieszkańcy centralnej części GOP po prostu nie wiedzieliśmy, że można pasażerów uprzedzać o zmianach przed ich wprowadzeniem.

W pierwszej kolejności pojechaliśmy do Bielska-Białej. To bardzo sympatyczne ze strony PKM Czechowice-Dziedzice, że umożliwia jazdę do tego pobliskiego grodu dwoma liniami, przez co nie jest konieczny powrót tą samą trasą. W kierunku południowym pojechaliśmy linią numer 5, która dojeżdża do Bielska - o ile można to tak nazwać - wprost i kończy bieg przy centrum handlowym Sarni Stok. Miejscowi miłośnicy komunikacji przestrzegli nas, że na parkingu przy CH (pętla jest na parkingu) uwieczniać na kliszy nie wolno. Cóż - kilka dni wcześniej złamałem prawo... Przejażdżkę odbyliśmy najstarszą wersją Solaria U12, rzadko spotykaną, ze zmniejszoną liczbą siedzeń bezpodestowych i pełną szybą przednią - później stosowaną jedynie w eksportowych egzemplarzach.

Zniechęceni do hipermarketu udaliśmy się nieśpiesznie w rejon dworca kolejowego. Tutaj towarzystwo rozpierzchło się w rozmaitych kierunkach, by jednak po pewnym czasie zebrać się grzecznie do zdjęcia i odjazdu. Wszyscy byli bardzo zadowoleni, ponieważ wedle chęci mogli pobrykać po peronach dworca kolejowego, udać się na PKS, względnie uwieczniać dachy przejeżdżających pod kładką dla pieszych miejskie autobusy. Nasz autobus odjeżdżał z przystanku, zlokalizowanego po drugiej stronie dworca PKP w ciekawej architektonicznie zabudowie przemysłowej. Odnowiony mig mknął przez Białą, a na wyświetlaczu widniał zupełnie nietypowy numer VII. To chyba jedyna linia w Polsce, gdzie obowiązuje numeracja rzymska! Autobus miał całkiem przyzwoite napełnienie, skutkiem czego trudności nastręczało obserwowanie trasy. Dodatkowo styl jazdy kierowcy zachęcał raczej do koncentrowania się na poręczach i uchwytach.

Po zakończeniu jazdy "siódemką" znów był czas wolny od zajęć, bo sporo czasu pozostawało do odjazdu "ósemki" do Zabrzega. Ponownie dane nam było podróżować lekko podrasowanym Jelczem M11, a trasa była naprawdę bardzo malownicza. Autobus przeciął (nie dosłownie) wszystkie możliwe trasy kolejowe w okolicy, przejeżdżając między innymi pod całkiem ciasnym wiaduktem. Jazda była po prostu urocza.

Najbardziej uroczy okazał się jednak przystanek autobusowy przy budynku stacji PKP w Zabrzegu. To właśnie sesja fotograficzna słupka leży u źródła tegorocznego motto rajdu. Po zrobieniu fotki pamiątkowej przemknął jeszcze znajomy mig wracający do Czechowic Dziedzic, a my zajęliśmy się żelaznymi szlakami. Nasze zainteresowanie wzbudzały zarówno rozliczne brutta przemykające co chwila, jak i nietypowa jak na nasz kraj sygnalizacja. W końcu wtoczył się mocno przepełniony pociąg z Wisły, którym jadąc do Katowic zakończyliśmy WPK 2003. Podczas jazdy tradycyjnym tematem dyskusji były przyszłoroczne plany...

PODSUMOWANIE

Edycja Wielotrakcyjnych Pasjonatów Komunikacji 2003 okazała się być niebywałym sukcesem - po poprzedniorocznej euforii, jaką sprawiła dwucyfrowa frekwencja w Chrzanowie, rok 2003 zamknął się faktem, że już średnia liczba uczestników przekroczyła magiczną liczbę dziesięciu! Na nocce, niemal tradycyjnie najbardziej obleganej imprezie, było aż czternaście osób, ponownie zjechali goście z całego kraju, tworząc niezwykłą atmosferę radosnego, miłośniczego święta, niemożliwą do zepsucia przez żadne wrogie siły. Obserwacje systemu transportowego i długie dyskusje, prowadzone podczas wycieczek tradycyjnie już wzbogaciły nasz zasób wiedzy o komunikacji miejskiej. Bogatsi o nowe doznania ochoczo przystąpiliśmy do planowania kolejnego rajdu w następnym roku.

W czasie rajdu podróżowaliśmy:
- tramwajem: w Pd, Śr/Cz
- autobusem: w Pd, Wt, Śr/Cz, Pt, Sb
- kolejką linową: w Pd
- kolejką wąskotorową: w Pd
- pociągiem: w Wt, Sb
- mikrobusem: w Pt


Relację przygotowali: Bartosz Mazur (Zagłębie baj najt, Wodzisław Śląski, Czechowice-Dziedzice), Krzysztof Bojda (Siemianowice Śląskie).

ze zb. Marcina Bula
Przełajka Pętla

fot. Jakub Jackiewicz
Przełajka Pętla

ze zb. Marcina Bula
Wodzisław Śląski

fot. Jakub Jackiewicz
Wodzisław Śląski, D.A.

ze zb. Marcina Bula
Porąbka Dworzec PKP

fot. Jakub Jackiewicz
Siewierz Rynek

fot. Jakub Jackiewicz
Łaziska Średnie Dworzec PKP

fot. Jakub Jackiewicz
Zabrzeg Dworzec PKP

fot. Jakub Jackiewicz
Bielsko-Biała, CH Sarni Stok





© 1999-2024 Klub Miłośników Transportu Miejskiego w Chorzowie Batorym − Wszystkie prawa zastrzeżone.